Zazwyczaj kolejna własna rocznica urodzin jest dniem, w którym człowiek uświadamia sobie upływający czas. Koniec roku kalendarzowego jest chyba jednak jeszcze bardziej sugestywnym wyzwalaczem refleksji dotyczącej czasu. Jest w Biblii wspaniały poemat na temat czasu, sformułowany przez jednego z największych sceptyków wśród autorów ksiąg biblijnych – Koheleta (Koh 3, 1-17). Dla czytelnika zakotwiczonego w mentalności pierwszych dwóch dekad XXI w., a więc ery wszechogarniającego Internetu, wszystkomających smartfonów, wszędzie dolatujących tanich linii lotniczych oraz powszechnie dostępnych towarów usługowych, a nawet luksusowych, tekst ten musi być doprawdy irytujący. Kohelet w całej swej niefrasobliwości oświadcza, że „wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” (Koh 3, 1). Na wszystko jest czas – mówi ktoś, kto musiał spędzać tygodnie, przemierzając dystans, który współczesny człowiek może pokonać w dwie godziny; ktoś, kto czekał niekiedy latami na wiadomość od bliskich, która obecnie dociera do adresatów w kilka sekund; ktoś, kogo zasób wiedzy zmieściłby się zapewne w niewielkiej broszurze reklamowej współczesnego supermarketu. Tylko że ten człowiek zdawał się… MIEĆ czas! Zapewne żył w przekonaniu, że wszystko, co go spotyka, dzieje się po coś i zapewne miał wystarczająco wiele pokory, by rozumieć, że na większość ważnych spraw w swoim życiu nie ma wpływu.
Gdyby chcieć zapytać o krótką charakterystykę, która pasowałaby do większości współcześnie żyjących ludzi, to pewnie można byłoby powiedzieć, że są to istoty przekonane, że NIE MAJĄ czasu. Wyrażenie: „Niestety, nie mam czasu!”, wraz z podobnymi wyrażeniami typu: „Muszę jeszcze to zrobić – i to na wczoraj”, „Chętnie, ale najpierw muszę zajrzeć do mojego kalendarza” czy też „Sorry, ale muszę już lecieć”, wypowiadane z charakterystycznym głębokim westchnieniem, należą do klasyki codziennej współczesnej komunikacji. Kiedy się jednak zastanowić nad tym fenomenem, nie można się oprzeć wrażeniu, że to powszechnie odczuwane poczucie braku czasu wcale nie zależy od epoki, w której się żyje i że człowiek wcale nie jest w tej kwestii zupełnie bezbronny. Wystarczy puścić wodze fantazji i wyobrazić sobie człowieka przyszłości, który będzie być może dysponował środkami komunikacji mentalnej bez konieczności używania jakichkolwiek urządzeń, będzie miał być może zdolność teleportacji, a przynajmniej możliwość błyskawicznego przemieszczania się na życzenie i będzie miał być może indywidualny dostęp do wiedzy, w porównaniu z którą współczesne biblioteki naukowe to makulatura. Czy ktoś taki wreszcie będzie miał poczucie, że MA czas? Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można powiedzieć, że przeciętny przedstawiciel tego przyszłego ludzkiego społeczeństwa będzie dotknięty plagą pośpiechu w jeszcze większym stopniu, niż piszący te słowa.
Chociaż ludzie różnie przeżywają swój czas, to jednak każdy MA go tyle – 24 godziny na dobę. Reszta to kwestia nastawienia i gospodarowania czasem pracy i czasem wypoczynku. Jest oczywiście wiele czynników, stanowiących czasoprzestrzenną ramę, w której komuś przyszło żyć i która może niekiedy mocno doskwierać. Tworzą ją ludzie, z którymi się żyje i za których jest się odpowiedzialnym, zadanie życiowe, jakie człowiek wybrał i związane z nimi obowiązki, ograniczenia związane z kondycją zdrowotną i szereg innych faktorów. Jednak mimo wszystkich determinant, ostatecznie poczucie czasu, jaki się ma do dyspozycji zależy ode mnie, od moich oczekiwań, ambicji, przyzwyczajeń, planów oraz tego, jak radzę sobie z oczekiwaniami otoczenia.
I może się okazać, że to z początku tak dziwacznie brzmiące zdanie Koheleta może stanowić lekcję, którą trzeba odrobić, by móc ze spokojem stwierdzić, że na wszystkie sprawy (naprawdę istotne!) jest odpowiedni czas pod niebem. A te, na które go nie starcza, są nieistotne i można je spokojnie pozostawić. I być może jest to dobra refleksja na pierwsze dni nowego roku, kiedy zmiana daty w kalendarzu daje człowiekowi tak przyjemne złudzenie, że oto otrzymało się zupełnie nowy czas, cały rok nowego czasu do dyspozycji.
Marian Machinek MSF