Wielki Post jest czasem, w którym wielu ludzi – nawet tych nieszczególnie religijnych – przypomina sobie o konieczności zachowania właściwej miary. Spod tej sterty rzeczy, doznań, wrażeń, korzyści i przyjemności, które się nazbierały w życiu, trzeba się wreszcie jakoś wydobyć. Gdy je gromadzimy, nie zwracamy uwagi na to, że potrafią się kumulować, potrafią urosnąć do rangi poważnej przeszkody w rozwoju duchowym. Orientujemy się dopiero wtedy, gdy jest ich zbyt wiele, gdy stają się obciążeniem.
Chrześcijanie wiedzieli o tym zawsze, dlatego też zwyczaj poszczenia, czyli odmawiania sobie tego, co przy zachowaniu właściwej miary jest dobre, należy do istotnych praktyk duchowości chrześcijańskiej. Taka praktyka może ponownie przywrócić człowiekowi wolność. Wśród świętych nie brak osób oddanych surowej pokucie. Niektóre ich praktyki są dzisiaj trudne do zrozumienia. Inne wydają się nie tylko przesadzone, ale nawet szkodliwe. Inne znowu zdają się pochodzić z wykrzywionego nastawienia do rzeczywistości ziemskiej, która sama w sobie nie jest po prosty złem, gdyż odzwierciedla mądry i dobry plan Stwórcy. Plan ten jest wprawdzie naznaczony piętnem grzechu pierworodnego, nawet ta okoliczność nie jest jednak w stanie zniwelować jego fundamentalnej dobroci. Po zastosowaniu gęstego sita, dzięki któremu zostaną odsiane praktyki i nastawienia niezrozumiałe i niewłaściwe, pozostaje mocny impuls do podjęcia postu, do ograniczenia lub nawet czasowej rezygnacji z czegoś, co w sumie nie jest złe, ale w czym trudno jest nam zachować umiar.
Ciekawie mówi na ten temat Jezus w Ewangelii Łukaszowej (21, 34): Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych. Z właściwą sobie otwartością Jezus nazywa obszary, które zazwyczaj dotknięte są wadą nieumiarkowania. Brak miary w jedzeniu i picu może odbić się fatalnie na zdrowiu – to wszyscy wiemy. Ale jest w tych słowach Jezusa coś, czego przy powierzchownej lekturze tego tekstu nie dostrzegamy. Najpierw warto zwrócić uwagę na efekt nadmiaru konsumowania. Gdy Jezus mówi o ociężałym sercu, z pewnością nie nawiązuje do kategorii medycznych. „Serce” jest w Ewangeliach ekwiwalentem sumienia, tego najgłębszego wymiaru naszej samoświadomości, w którym powstają nasze najskrytsze marzenia, układane są nasze życiowe plany i wreszcie podejmowane są nasze życiowe decyzje. Serce to po prostu sumienie. Ociężałe sumienie – to sumienie nieskore i niezdolne do podejmowania życiowych wyzwań, niechętne do oceny rzeczywistości w kategoriach dobra i zła. Ociężałe sumienie nie prowadzi już człowieka, ale jedynie pasywnie reaguje na to, co się wydarza, przy czym te jego reakcje bywają nierzadko rozmyte i wykrzywione. Nadmierna konsumpcja szkodzi nie tylko zdrowiu ciała, ale prowadzi do duchowej kapitulacji i niemocy.
Jest jeszcze inny wątek, o którym mówi Jezus: obok obżarstwa i pijaństwa jako sprawców ociężałego serca, dodany zostaje trzeci element, który – trzeba przyznać – brzmi dosyć dziwnie: troski doczesne. Jezus zapewne nie ma tu na myśli tych zwyczajnych trosk, dzięki którym możemy ogarnąć naszą codzienność. Bez rozsądnego planowania naprzód, bez racjonalnej kalkulacji przychodów i wydatków, bez odrobiny długofalowego planu, w życiu pojawia się chaos. Stąd takie troski, chociaż doczesne, mogą się okazać niezbędne. Ale jest wiele takich, które są zbędne, a do tego potrafią być mocno destrukcyjne. Sytuacja pandemii każe nam troszczyć się o siebie i naszych bliźnich – i dopóki zachowujemy w tym rozsądek, jest to dobra troska. Ale sytuacja ta sprawia także, że wkrada się w serce głęboki lęk o przyszłość. To jest troska, która bardzo szybko ogarnia cała naszą świadomość, zagarnia nasze siły i czas. Wyobraźnia podpowiada nam nieustannie nowe scenariusze przyszłości, przy czym lęk każe skłaniać się bardziej do tych katastroficznych. Źródłem natrętnej troski mogą też być konsumowane bez umiaru informacje medialne. Bardzo wiele z nich ma krótki żywot – są czasami nieprawdziwe, często niepełne, tendencyjne i wyolbrzymione, ale emocje, które potrafią wzbudzić, żyją już znacznie dłużej. Uczucia lęku, frustracji, przygnębienia, wściekłości, niechęci, nieżyczliwości i zazdrości, potrafią całkowicie zdominować życie. Stają się wtedy dokładnie takimi doczesnymi troskami, o których mówił Jezus. Nie pozwalają sumieniu prowadzić człowieka w codzienności, gdyż czynią je ociężałym.
Wielki Post powinien być więc nie tylko postem od nadmiaru jedzenia i picia, np. od słodyczy i alkoholu (co nie jest nieważne!), ale także postem od nadmiernych trosk. A w związku z tym, być może także postem od nadmiernego korzystania z mediów. Bóg chce nas obdarzyć swoim pokojem także w tym niełatwym czasie pandemii…
Ks. Marian Machinek MSF