Beatyfikacja rodziny Ulmów, która odbyła się 10 września 2023 r. w ich rodzinnej Markowej koło Łańcuta, była pod wieloma względami uroczystością wyjątkową. Pierwszy raz w historii Kościoła do chwały ołtarzy zostają podniesieni nie tylko małżonkowie, ale wszyscy członkowie jednej rodziny: rodzice i wszystkie ich dzieci. Ponieśli oni śmierć z rąk niemieckich oprawców w odwecie za ukrywanie Żydów w swoim domu. Jak każda beatyfikacja, również i ta jest nie tylko wyrazem uznania dla cnót osób wynoszonych na ołtarze, ale niesie ze sobą ważne przesłanie dla współczesnych. Nie jest przypadkiem, że heroiczna postawa Ulmów została dostrzeżona i uznana właśnie teraz, w niemal osiemdziesiąt lat po ich męczeńskiej śmierci.
Pierwsza lekcja, jakiej udzielają nam nowi błogosławieni, dotyczy samego małżeństwa i rodziny. Ich beatyfikacja została poprzedzona pieczołowitym badaniem nie tylko okoliczności ich śmierci, ale także sylwetek samych błogosławionych, na ile pozwalały na to źródła. Z oczywistych względów najwięcej danych zachowało się o ojcu rodziny – Józefie Ulmie. O jego wielorakich zainteresowaniach świadczy nie tylko fakt, że zajmował się hodowlą jedwabników i pszczelarstwem, ale także to, że jako pierwszy w swojej wsi zastosował wiatrak do pozyskania energii elektrycznej dla oświetlenia domu i sam zbudowała aparat fotograficzny. Jako pasjonat fotografii pozostawił po sobie wiele zdjęć swojej żony i dzieci. Przebija z nich radość płynąca z wzajemnej miłości i wspólnego budowania domu rozumianego nie tylko w sensie dosłownym, ale także jako duchowego gniazda. Heroiczna postawa Józefa i Wiktorii Ulmów wyrosła z prostego, wiejskiego życia, z codziennej troski o najbliższych, ale także z głębokiej katolickiej pobożności oraz z pielęgnowanej małżeńskiej więzi. Jedynie w ten sposób mogła kształtować się postawa, dzięki której byli oni ostatecznie w stanie oddać życie za bliźnich.
Nie oznacza to jednak – i to jest druga lekcja – zamknięcia się w ciasnym kręgu swoich najbliższych. Małżeństwo Ulmów od początku nie było skupione jedynie na sobie i swojej prywatnej pomyślności. Józef Ulma był społecznikiem aktywnie działającym na rzecz lokalnej społeczności. Już w swoich młodych latach należał do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży i Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. Dla wiejskiej społeczności, w której żył, organizował kursy dokształcające dotyczące uprawy i hodowli, a w swoim domu zorganizował wiejską bibliotekę. Właśnie to otwarcie na innych, przy całej sile więzi małżeńskiej i rodzinnej, kazało Ulmom okazać pomoc tym, którzy w czasie okupacji hitlerowskiej zostali skazani przez okupantów na totalne wymazanie z powierzchni ziemi. Ulmowie ukrywali w swoim domu przez prawie dwa lata dwie żydowskie rodziny (osiem osób), a dla dalszych czterech osób narodowości żydowskiej Józef Ulma wybudował ziemiankę w pobliskim jarze. Mimo tego, że za pomoc Żydom groziła Polakom kara śmierci, Ulmowie nie wahali się zaryzykować życiem własnym i swoich dzieci, by ocalić skazanych na zagładę.
Trzecia lekcja dotyczy sprawców tej strasznej zbrodni. Chodzi przy tym nie tylko o żandarmów, którzy z zimną krwią zastrzelili ojca i ciężarną matkę rodziny na oczach ich dzieci, a później także szóstkę małych dzieci. Chodzi także o denuncjatorów i współwykonawców. Jak wykazało śledztwo, Ulmów i ukrywających się wśród nich Żydów wydał Włodzimierz Leś, członek tzw. „granatowej policji”, czyli oddziałów policyjnych na terenie Generalnej Guberni złożonych z członków lokalnych społeczności i podporządkowanych władzom okupacyjnym. Zdrajca, który wcześniej już zagrabił majątek jednej z ukrywających się u Ulmów żydowskich rodzin, miał ich wydać po to, by ostatecznie pozbyć się właścicieli. Kiedy się tego dowiadujemy, zadajemy zazwyczaj retoryczne pytanie: Jak ktoś może być tak okrutny wobec ludzi, których znał? Chociaż w każdym ludzkim sercu drzemie zarzewie zła, to jednak zazwyczaj jest tak, że to właśnie chwila próby ujawnia albo cnoty cierpliwie praktykowane całe życie, albo też niecnoty skrywane pod pozorem społecznej poprawności i kalkulacji. Na tle bohaterstwa Ulmów tym bardziej odrażająca jest postawa ich katów.
I wreszcie czwarta lekcja – bardzo specyficznie związana z procesem beatyfikacji bohaterskiej rodziny. Wszyscy członkowie rodziny Ulmów: dwoje rodziców i siódemka dzieci zostali uznani za męczenników, a więc tych którzy padli ofiarą nienawiści wobec wiary. Jako męczennika uznano także ostatnie, siódme dziecko Ulmów, które do chwili egzekucji było jeszcze w łonie swojej matki Wiktorii. Według zeznań świadków ekshumacji, w momencie rozstrzelania Wiktorii Ulma miała się rozpocząć akcja porodowa. Siódme dziecko Ulmów pozostało bezimienne. Rodząc się i umierając w momencie śmierci matki, najmłodsze dziecko Ulmów nie mogło przyjąć chrztu. Po ogłoszeniu dekretu beatyfikacyjnego rozgorzała dyskusja, jak interpretować tę decyzję. Chodziło nie tylko o to, że w praktyce Kościoła beatyfikowani i kanonizowani zawsze byli konkretnymi, znanymi z imienia osobami. Przedmiotem dyskusji było przede wszystkim to, że Kościół dotychczas z dużą ostrożnością wypowiadał się na temat losu dzieci zmarłych bez chrztu. W ogłoszonym w 2007 r. dokumencie Międzynarodowej Komisji Teologicznej pt. Nadzieja zbawienia dla dzieci, które umierają bez chrztu, stwierdzono, że Kościół nie ma wiedzy na temat ich wiecznego losu, chociaż wyraża mocną nadzieję na ich wieczne zbawienie. W kontekście beatyfikacji rodziny Ulmów Dykasteria Spraw Kanonizacyjnych wydała notę dotyczącą najmłodszego ich dziecka. Stwierdza się w niej, że dziecko to urodziło się w chwili męczeństwa matki. Zatem zostało ono dołączone do grona dzieci – męczenników. W męczeństwie rodziców otrzymało ono bowiem chrzest krwi. Mimo tych bardzo specyficznych i wyjątkowych okoliczności – a być może właśnie ze względu na nie – jego los może stać się wielkim wsparciem dla matek, które utraciły swoje dzieci poprzez poronienie. Może ono stać się ich błogosławionym patronem.
Ks. Marian Machinek MSF