Na tak postawione pytanie najbardziej ogólna odpowiedź może być tylko jedna: błogosławić nie tylko wolno, ale wręcz należy każdego człowieka. Św. Paweł nie ma wątpliwości, że właśnie tak należy odnosić się do bliźnich, a nawet do wrogów wiary i bez wahania nalega: „Błogosławcie tych, którzy was prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie” (Rz 12, 14). Tak rozumiane błogosławieństwo jest tu postawą odwrotną do przeklinania prześladowców i życzenia im czegoś najgorszego. Jest to po prostu konkretny wyraz miłości bliźniego, która polega na tym, aby pragnąć dobra dla bliźniego, nawet tego, którego poglądów nie podzielam i którego postępowania nie popieram. Chodzi tu zatem o zasadniczą postawę chrześcijan. Wydaje się, że ludzie wierzący zawsze to rozumieli i praktykowali, co widać np. w zwyczaju błogosławienia dzieci przez matki przez naznaczanie ich czoła znakiem krzyża.
Od tego zwyczajnego gestu należy odróżnić błogosławieństwo kapłańskie, w ramach którego kapłan działa mocą swojego urzędu. Chodzi o tzw. sakramentalia, czyli obrzędy i znaki nie będące sakramentami, ale przygotowujące do przyjęcia łaski sakramentalnej i uświęcające różne okoliczności życia. Błogosławienie osób nie jest wtedy jedynie wyrazem miłości bliźniego (chociaż zawsze również tym powinno być!), ale jest wyrazem wiary Kościoła. Jest publicznym znakiem, który stanowi coś w rodzaju katechezy na temat tego, w co Kościół wierzy i jakie praktyczne (moralne) konsekwencje z tej wiary wynikają. Stara zasada dotycząca także tego typu celebracji brzmi: „Lex orandi – lex credendi – lex vivendi”. Mówi ona o nierozerwalnym związku między tym, jak się Kościół modli, a tym, jak wierzy i jakie powinności z tego wynikają.
Pytanie o błogosławieństwo nabrało nowej aktualności w związku ze zgłaszanymi (a w niektórych Kościołach partykularnych nawet już praktykowanymi!) propozycjami błogosławienia par homoseksualnych. Jedno z Dubiów, czyli wątpliwości, zgłoszonych w lipcu 2023 r. papieżowi Franciszkowi przez pięciu kardynałów, dotyczyło właśnie tej kwestii. Kardynałowie pytają, czy taka praktyka byłaby zgodna z Objawieniem Bożym i nauczaniem Magisterium Kościoła.
W swojej odpowiedzi na Dubia pięciu kardynałów papież Franciszek przypomina najpierw naukę Kościoła o różnicy pomiędzy małżeństwem między mężczyzną i kobietą, a innymi formami związków, która to nauka pozostaje w mocy. Już w swojej wydanej w 2016 r. adhortacji Amoris laetitia papież stwierdził, że „nie istnieje żadna podstawa do porównywania czy zakładania analogii, nawet dalekiej, między związkami homoseksualnymi a planem Bożym dotyczącym małżeństwa i rodziny” (AL 251). Mimo tego papież sugeruje, by nie poprzestawać na obronie doktryny, ale w imię pasterskiej miłości, życzliwości, cierpliwości, zrozumienia, czułości i zachęty poszukiwać dróg wyjścia naprzeciw oczekiwaniom wiernych. Jak powiada, „roztropność duszpasterska musi właściwie rozeznać, czy istnieją formy błogosławieństwa, o które prosi jedna lub więcej osób, które nie przekazują błędnej koncepcji małżeństwa. Kiedy bowiem prosi się o błogosławieństwo, wyraża się prośbę o pomoc do Boga, prośbę by móc żyć lepiej, zaufanie do Ojca, który może pomóc nam lepiej żyć”.
Jak się wydaje, papież ma nadzieję, że pojedyncze inicjatywy tego typu (a zaznacza w swojej odpowiedzi, że nie powinny one przybierać formy oficjalnych regulacji pastoralnych wydawanych przez biskupów czy też lokalne konferencje episkopatów), pozwolą zachować nienaruszoną naukę Kościoła przy jednoczesnej duszpasterskiej życzliwości. Czytając odpowiedź papieża Franciszka nie sposób nie wspomnieć, że całkiem niedawno, bo w 2021 r., ówczesna Kongregacja Nauki Wiary, za aprobatą tegoż papieża Franciszka, opublikowała Responsum ad dubium odnośnie udzielania błogosławieństw związkom osób tej samej płci. Odpowiedź na pytanie o dopuszczalność błogosławienia par homoseksualnych była wtedy jednoznacznie negatywna, gdyż warunkiem takiego błogosławieństwa, jak stwierdzono, jest, „aby to, co jest błogosławione, było obiektywnie i pozytywnie ukierunkowane na otrzymanie i wyrażenie łaski, w funkcji planów Boga wpisanych w stworzenie i w pełni objawionych przez Chrystusa Pana. Dlatego tylko te rzeczywistości, które same w sobie są skierowane na służenie tym planom, są zgodne z istotą błogosławieństwa udzielanego przez Kościół”. Zgodnie z nauką Kościoła, która nigdy nie została odwołana czy zmieniona, pozamałżeńska aktywność seksualna, także aktywność homoseksualna, jest grzechem. Dlatego błogosławienie takich zachowań byłoby sprzeczne z tym, w co Kościół wierzy i jak żyje. Niezrozumiałe byłoby, gdyby chciało się czytać odpowiedź papieża na Dubia pięciu kardynałów bez uwzględnienia tego wydanego za papieską aprobatą przez Kongregację Nauki Wiary przed niespełna dwoma laty dokumentu.
Żaden katolicki kapłan nie ma i nie powinien mieć problemu z błogosławieniem pojedynczej osoby, która wprawdzie nie spełnia jeszcze warunków pełnego pojednania z Bogiem i Kościołem, która jednak znajduje się na drodze nawrócenia, ma dobrą wolę i zbliża się do przyjęcia Bożej łaski. Tak postępuje każdy kapłan w sakramencie pokuty wobec pojedynczej osoby, której w danym momencie nie może jeszcze udzielić rozgrzeszenia. Trudno sobie jednak wyobrazić oficjalne, publiczne błogosławienia związków, które jeszcze nie są, albo też nigdy się nie staną (jak to jest w przypadku par homoseksualnych) sakramentalnym małżeństwem. Doświadczenia związane z tego typu eksperymentami duszpasterskimi z Kościołów zachodnich pokazują, że ostatecznie drugorzędną kwestią staje się tu życzliwość celebransów i ich zachęta do nawrócenia, za to ceremonia błogosławienia staje się zawsze wydarzeniem medialnym, interpretowanym jako publiczna deklaracja zgody Kościoła na związki tego typu, a więc faktycznie jako deklaracja zmiany nauczania Kościoła w tej materii. To właśnie rozeznanie duszpasterskie, o które wielokrotnie zabiega papież, każe wykluczyć tego rodzaju ceremonie.
Ks. Marian Machinek MSF