W ostatnich dziesięcioleciach śpiewaliśmy w kościołach suplikacje w różnych okolicznościach: raz było zbyt wiele słońca, co potęgowało znacznie zagrożenie pożarowe, raz zbyt wiele wody, która zalewała domy i niszczyła zasiewy. Były też różne zawirowania polityczne. Rozumieliśmy, co to znaczy, że Bóg ma nas ochronić od głodu, od ognia i wojny. Ale od powietrza? Niektórzy zapewne nawet nie zastanawiali się, skąd ta prośba w suplikacjach. Jest ona echem wielkich zaraz, które w poprzednich wiekach pustoszyły Europę. Morowe powietrze budziło grozę, bo niosło śmierć wszystkim, niezależnie od wieku, stanu społecznego i zgromadzonego bogactwa.
Chyba nikt, nawet autorzy katastroficznych powieści i filmów, nie spodziewał się, że morowe powietrze może stać się problemem na skalę światową w końcu drugiej dekady XXI w. Sytuacja dzisiejsza jest oczywiście inna, Dzisiaj wiadomo przynajmniej, jaka jest przyczyna zakażenia i w jaki sposób można go uniknąć, nie mówiąc już o nieporównywalnie większych możliwościach medycyny. A jednak nastrój grozy dotyka wszystkich, potęgowany przez zalew prawdziwych i fałszywych wiadomości w mediach.
Chrześcijanie są dotknięci epidemią koronawirusa tak, jak niewierzący, ale ich reakcja na to niecodzienne wydarzenie może być inna. Prędzej czy później pojawi się pytanie, co Bóg chce nam przez to powiedzieć? Dlaczego do tego dopuszcza? Na to pytanie ostatecznie nie znajdziemy zadowalającej odpowiedzi. Ale jedno jest pewne. Epidemia koronawirusa jest znakiem, który musi być potraktowany poważnie. Otrzymaliśmy czas rekolekcji wielkopostnych, jakiego jeszcze nie było. Rozbrzmiewa w tym czasie mocne wezwanie do nawrócenia. Świat otrzymuje sygnał, że cywilizacja budowana bez Boga jest rzeczywiście cywilizacją śmierci, która rozsypie się w proch przy pierwszym większym globalnym zagrożeniu. Błędem byłoby jednak szukanie naprędce ludzi lub środowisk, których grzechy miałyby być bezpośrednią przyczyną pandemii. Szukanie kozłów ofiarnych byłoby jedną z form paniki, której ani społeczeństwo, ani Kościół nie potrzebuje.
Nie jest też właściwe ignorowanie zaleceń sanitarnych, co miałoby być jakimś szczególnym znakiem wiary w Opatrzność, która wobec tak wielkiej wiary miałaby nie pozwolić na zakażenie. Kościół nigdy nie wzywał do takiej lekkomyślności. Ale jednocześnie, nawet w czasie największych zaraz, Kościół starał się zapewnić wiernym opiekę duszpasterską. W średniowieczu wymyślono nawet specjalne pokoje do spowiadania zadżumionych. Taki pokój miał dwoje drzwi po przeciwległych stronach ściany. Specjalnie zbudowane sklepienie przewodziło głos na tyle, że szept chorego zwróconego twarzą do ściany w jednym rogu pokoju, był słyszany przez spowiednika zwróconego twarzą do ściany w przeciwległym rogu. W ten sposób każdy z dwóch chorych, wchodzących jednym wejściem mógł się spowiadać u jednego z dwóch spowiedników, którzy wchodzili innym wejściem. Zapewniona była zarówno higiena, jak i intymność spowiedzi. Podobnej wyobraźni Kościoła, zamiast zamykania Kościołów i odwoływania Eucharystii, potrzeba na nowo w czasie Wielkiego Postu roku 2020, który pozostanie niewątpliwie pamiętnym czasem.
Słowo Boże wskazuje jasną drogę również w tej sytuacji. Autor Drugiego Listu do Tymoteusza poucza swojego adresata mocnymi słowami: „Nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2 Tm 1,7). Te trzy elementy: moc, miłość i trzeźwe myślenie muszą stworzyć postawę, która zdoła przeprowadzić nas przez ten czas próby. Najpierw jest to Boża moc, płynąca z wiary, że Bóg towarzyszy nam także w tej trudnej godzinie. Ta moc staje się udziałem serca nawróconego, które szczerze przyjmuje dar Sakramentu pokuty i Eucharystii. Potem miłość, szczególnie miłość bliźniego, która sprawia, że człowiek ma na myśli i uwadze nie tylko własne sprawy, ale też i drugich, szczególnie tych najbardziej potrzebujących. Może Chrystus w najbliższym czasie zamieszka w naszym sąsiedztwie, tam gdzie są ludzie starzy i schorowani, którzy boją się wyjść, a przecież muszą zaspokoić swoje codzienne potrzeby. Słowa Jezusa: „Byłem chory i w więzieniu, a przyszliście do mnie” (Mt 25, 36) nabierają w obecnej sytuacji niezwykłego znaczenia. I wreszcie trzeźwe myślenie. Autor 2 Tm używa tu rzeczownika sophronismos, który można przetłumaczyć jako zachowanie zimnej krwi, roztropność, rozwaga. Odwaga wiary, czynna miłość bliźniego i rozwaga trzeźwego umysłu to trzy nierozłączne cnoty, jakie w obecnej sytuacji powinny cechować wierzących w Chrystusa.
Marian Machinek MSF