Jesienna zaduma

Październik w Polsce to czas, w którym jesień mocno już zaznacza swoje panowanie. Przebarwione liście zachwycają, szczególnie w słoneczne dni, kiedy świat robi się bajecznie kolorowy. Jednak po pierwszych przymrozkach liście szybko opadają, pozostawiając nagie gałęzie drzew. Jest to z jednej strony czas nadciągającej jesiennej szarugi – mrocznych, mglistych i nasyconych zimną wilgocią dni. Czas, w którym człowiek niemal intuicyjnie chowa się w cieple domu, a przysłowiowa filiżanka gorącej herbaty staje się niemalże nieodłącznym towarzyszem. Ale październik to także czas zbierania owoców, które nieraz dopiero teraz osiągają swoją pełną dojrzałość, a co za tym idzie – także pożądany wygląd, zapach i smak.

Jesienne nastroje i dojrzałe owoce… To jest inspiracja, za którą pobiegły moje myśli, kiedy zastanawiałem się, jaki ma być październikowy temat miesiąca w tym roku. Owoc pojawia się dopiero w wyniku długiego procesu, który od samego początku nie jest pozbawiony zagrożeń: wiosenne przymrozki, które potrafią uszkodzić, a czasem nawet zniszczyć kwiaty, letnie susze lub nadmierne deszcze, które potrafią opóźnić, a nawet zniweczyć proces kształtowania się owoców, choroby lub pasożyty, które mogą zniszczyć owoc, zanim dojrzeje. Mimo tych zagrożeń rośliny mają swoją naturalną odporność i taktykę radzenia sobie z tymi wyzwaniami i w wielu przypadkach proces dojrzewania kończy się ostatecznie sukcesem i prowadzi do powstania owocu. Ale jednocześnie dojrzewanie owocu oznacza jakby ostatni akt życia rośliny, po której pogrąża się ona w letargu, w czymś w rodzaju śmierci. Liście opadają, życie zastyga, cała witalność zdaje się obumierać. Ponure jesienne nastroje, pochmurne, ciemne dni i chłód jeszcze bardziej pogłębiają to wrażenie śmierci.

Cała ta jesienna refleksja może stać się swego rodzaju „przypowieścią” o duchowym losie człowieka. Jesień, która nie tylko kojarzy się właśnie z zadumą i jest czasem, w którym ponury nastrój, a nawet depresyjne stany częściej nawiedzają ludzi, może być jednak także czasem, w którym człowiek intensywniej przypatruje się swojej duchowej kondycji.

Rytm przyrody ma wiele wspólnego z życiem duchowym. Jeżeli tylko człowiek stara się żyć świadomie i świadomie kształtować swoje wnętrze, będzie przeżywał bardzo różne stany ducha. Szczególnie na początku duchowej drogi będzie dominowało głębokie doświadczenie radości, podobne do tej ferii kolorowych, cudownie przebarwionych i lśniących w słońcu liści. Nie na darmo Biblia mówi o Bogu jako o tym, który nawiedza nas jak „z wysoka Wschodzące Słońce, by stać się światłem dla tych, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroku skierować na drogę pokoju (Łk 1, 78-79). Praktyka codziennej modlitwy jest wtedy czymś oczywistym, wspaniałym czasem spotkania z kochającym Bogiem i dlatego człowiek ma wrażenie, że sprężystym krokiem zmierza ku Niemu. Jednak bywają też dni pełne duchowych mgieł, a nawet duchowo ponure, jak jesienna szaruga. W takich czasach nie wolno pozwolić, by ten owoc, który w człowieku dojrzewa, został zniszczony. Jedną z najważniejszych cnót w życiu duchowych jest postawa, którą można by nazwać świętym uporem. Człowiek zaczyna duchowo dojrzewać jedynie wtedy, gdy uniezależnia swoją praktykę duchową od chwilowych nastrojów, od zewnętrznych i wewnętrznych pogód i niepogód. Ten święty upór stanowi skuteczny środek chroniący od wszelkich toksyn i czynników zaburzających duchowy rozwój.

Czasem przychodzą wielkie próby, podobne do ostrej duchowej zimy, gdy człowiek jakby wchodził w obszar w śmierci. Są to momenty, w których prawdziwe stają się słowa św. Pawła dotyczące konsekwencji chrztu: „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu” (Kol 3,3). Pojawia się wtedy bardzo sugestywna pokusa, że wiara umarła; że była wprawdzie na początku czymś radosnym i pociągającym, ale potem zmniejszała się, aż w końcu bezpowrotnie zgasła; wypaliła się. I dlatego trzeba ostatecznie opuścić to złudzenie i przejść do świata mniej skomplikowanego, jak się na początku wydaje – wiecznie zielonego i słonecznego, w którym już nikt się takimi bzdurami jako wiara w Boga nie zajmuje. Jeżeli człowiek ulegnie tej pokusie, jego rozwój duchowy zatrzymuje się, marnieje lub wyradza się i zaczyna przyjmować dziwaczne kształty.

Jak istnieją pory roku i prawa natury, na które nie mamy wpływu, tak samo istnieją prawa rozwoju duchowego, które nie zostały ustalone przez człowieka. W obszarze języka angielskiego nadano im nieco mylącą, ale w sumie trafną nazwę „spiritual physics” – „duchowa fizyka”. Każdy, kto poważnie angażuje się w swój duchowy rozwój, będzie doświadczał na różnych etapach swojego życia tego duchowego falowania, tych duchowych pór roku, których cechą są różne nastroje i wewnętrzne odczucia. Kto nie chcę zgodzić się na to, że w życiu duchowym, obok wspaniałych słonecznych dni, są także czasy słoty, mgieł, chłodu i pozornej śmierci, nie będzie się w stanie rozwijać. I tak różne nastroje i odczucia, jakie ogarniają człowieka w jesienne dni, mogą przypomnieć mu o czymś o wiele głębszym, od czego ostatecznie zależy jego los.

Ks. Marian Machinek MSF