Czy istnieje wojna sprawiedliwa?

Tegoroczna Wielkanoc jest przeżywana przez wielu Polaków w cieniu rosyjskiej napaści na Ukrainę. Obecność uchodźców, którzy znaleźli schronienie w wielu polskich rodzinach, potęguje jeszcze poczucie solidarności i współczucia. Do opinii publicznej docierają szczegóły okrucieństw dokonywanych przez rosyjskich okupantów na bezbronnych cywilach, jak te, które miały miejsce w Buczy. Kiedy widzi się obrazy zamęczonych ciał, w sercu niemalże automatycznie pojawia się gniew na oprawców i zrozumienie dla pragnienia odwetu. Słysząc w takim nastroju nawoływania do wyrzeczenia się ducha zemsty, człowiek zaczyna się gniewać również na formułujących takie opinie, podejrzewając, że stanowią one jedynie próbę rozmywania prawdy o tym, kto tu jest oprawcą, a kto ofiarą. Jednak ostatecznie, gdy będzie już można patrzeć na te wydarzenia z dalszej perspektywy i bez gwałtownych emocji, pozostanie ta sama prawda, która sprawdza się w odniesieniu do wszystkich wojen: trwały pokój może zostać zbudowany jedynie na pojednaniu, a nienawiść niszczy w pierwszym rzędzie nie tych, ku którym się zwraca, ale tych, którzy ją w swoich sercach pielęgnują. Czy jednak oznacza to, że Ukraińcy powinni w imię pokoju i pojednania zaprzestać oporu i pozwolić się ujarzmić imperialnej Rosji? Nie, to byłby całkowicie błędny wniosek. Jak więc podejść do tej wojny w duchu chrześcijańskim?

Stanowisko katolickiej nauki społecznej wobec wojny zostało krótko, ale bardzo trafnie ujęte w Katechizmie Kościoła Katolickiego w numerach 2302-2317. Zbrodniczy gniew i nienawiść, które są zarzewiem każdej wojny, zostały tu określone jako niemoralne. Odnosi się to przede wszystkim do agresorów, którzy niszczą pokój i łamią istotne przykazanie Dekalogu „Nie zabijaj!” Dlatego troska o pokój, a także o jego niezbędne warunki, do których należy ochrona dóbr osoby ludzkiej oraz poszanowanie godności osób i narodów, stanowi poważny moralny obowiązek każdego chrześcijanina. Kościół stara się czynić wszystko, co możliwe, by zapobiegać wojnom i nawoływać do pokoju. Wyrzeczenie się ducha zemsty i nienawiści nie oznacza jednak absolutnego pacyfizmu. Prawdą jest, że w najnowszym nauczaniu Kościoła zrezygnowano z dawnego pojęcia „wojny sprawiedliwej”, Było to spowodowane m.in. rozwojem techniki wojennej. W obliczu destrukcyjnego potencjału dostępnej dzisiaj broni, każda, nawet najbardziej lokalna konfrontacja między państwami, bardzo szybko rozlewa się na sąsiednie regiony i staje się konfliktem globalnym. W sytuacji ścisłego powiązania komunikacyjnego i ekonomicznego współczesnych państw, trudne do spełnienia stał się jeden z podstawowych warunków dawnej „teorii wojny sprawiedliwej”, jakim jest uzasadnione prawdopodobieństwo, że przystąpienie do takiej wojny nie pociągnie za sobą jeszcze gorszych skutków, niż te, którym zamierzano zapobiec. Jednak głównym powodem zdystansowania się Kościoła do dawnej teorii wojny sprawiedliwej są doświadczenia ubiegłego stulecia. Pokazują one, że wojna nigdy nie będzie sprawiedliwym środkiem walki nawet o słuszne i dobre sprawy, a jej bezpośrednie i dalekosiężne skutki są zawsze tragiczne. 

Chociaż Kościół nie mówi już o wojnie sprawiedliwej, nadal jednak używa pojęcia prawa do „koniecznej obrony”, którego nie można odmówić rządom krajów zaatakowanych, jeżeli tylko wyczerpane zostaną środki rokowań pokojowych. Zarówno w wymiarze osobistym, jak i społecznym, napadniętemu wolno się bronić przed niesprawiedliwym agresorem. Skoro istnieje prawo do uzasadnionej obrony, musi istnieć prawo do użycia odpowiednich po temu środków, a więc prawo do użycia adekwatnej broni. Owszem, pojedyncza osoba może w stosunku do siebie samej ze względu na swoje sumienie podjąć decyzję o rezygnacji ze zbrojnego oporu. Jednak już w odniesieniu do innych osób, za które jest odpowiedzialna, nie może zwolnić się z moralnego obowiązku ich ochrony. Obowiązkowi temu można oczywiście zadośćuczynić w różny sposób, angażując się w działania obronne nawet wtedy, gdy ktoś ze względu na sumienie nie chce sięgać po broń. Uprawniona obrona z użyciem siły militarnej musi zgodnie z nauką Kościoła katolickiego spełniać warunki, które kiedyś wiązano z pojęciem wojny sprawiedliwej: szkoda wyrządzona przez napastnika musi być długotrwała, poważna i niezaprzeczalna, muszą zostać wyczerpane środki pokojowych rokowań, musi istnieć uzasadniona perspektywa powodzenia takiej obrony oraz użycie broni nie może prowadzić do jeszcze większego zła.

Jest jeszcze jeden szczegół w katolickim stanowisku wobec wojny, który warto zauważyć. W Katechizmie sformułowano go tak: „Gdyby na nieszczęście już do wojny doszło, nie wszystko tym samym staje się między walczącymi stronami dopuszczalne” (KKK nr  2312). W tym enigmatycznym zdaniu zawarto dawne rozróżnienie między ius ad bellum (prawo do wojny) a ius in bello (prawo w czasie wojny). Doświadczenie dawnych i nowych wojen pokazuje, że żołnierze po różnych stronach konfliktu zachowują się czasem tak, jakby udział w wojnie, którą uważają za uzasadnioną, zwalniał ich od przestrzegania jakichkolwiek norm moralnych. W takiej sytuacji szybko ujawniają się najgorsze ludzkie instynkty i ludzie stają się bestiami, które znęcają się, torturują, mordują, gwałcą i popełniają najgorsze zbrodnie wobec cywilów i wziętych do niewoli żołnierzy wroga. Chociaż jednym z czynników popychających ludzi do takich zbrodni jest poczucie bezkarności i przekonanie, że zwycięzcy nie będą sądzeni, prędzej czy później sprawcy będą musieli odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Żaden trybunał świata nie może zwolnić kogokolwiek, niezależnie po jakiej stronie konfliktu stoi, od odpowiedzialności moralnej i prawnej za takie czyny. W toczącym się konflikcie na Ukrainie żołnierze rosyjscy okryli się hańbą, dokonując tego rodzaju okrucieństw. Niechlubnym symbolem bestialstwa Rosjan pozostaną zbrodnie na cywilach ujawnione m.in. w Buczy. Należy modlić się i ufać , że poczucie ukraińskich obrońców, że biorą udział jak najbardziej uzasadnionej batalii obronnej oraz że broniąc swojej niepodległości oraz swoich rodzin, spełniają szczytny moralny obowiązek, nigdy nie przekształci się w nienawiść wobec wroga popychającą do odpowiadania bestialstwem na bestialstwo i okrucieństwem na okrucieństwo. To stanowi najbardziej toksyczny, dalekosiężny skutek każdej wojny, który nie tylko zatruwa ludzkie serca na pokolenia, ale – pielęgnowany i podsycany przez nieprzerwany łańcuch krzywdy i zemsty – stanowi zarzewie nowych wojen.                   

Ks. Marian Machinek MSF