Nie ulega wątpliwości, że decyzja Sądu Najwyższego USA z 23 czerwca 2022 r. uchylająca precedens aborcyjny z 1973 roku, który w praktyce doprowadził do zalegalizowania aborcji na terenie całych Stanów Zjednoczonych, jest wydarzeniem historycznym. Sednem tej decyzji jest stwierdzenie, że konstytucja USA nie gwarantuje, jak wcześniej zakładano, prawa do aborcji. Ówczesny precedens, znany jako wyrok Roe v. Wade, opierał się, jak się później miało okazać, na nieprawdziwych i zmanipulowanych przesłankach. Był on, jak teraz stwierdziła większość sędziów Sądu Najwyższego, rażąco błędny. Pozywająca wówczas prawo federalne „Jane Roe” (w rzeczywistości Norma Leah McCorvey), pragnęła przerwać ciążę, twierdząc że jest ona wynikiem gwałtu. Wspierana przez prawniczki proaborcyjne, złożyła do Sądu Najwyższego skargę na niekonstytucyjność zakazu aborcji w USA. Po latach McCorvey przyznała, że rzekomy gwałt nie miał miejsca. Stała się nawet działaczką antyaborcyjną, domagającą się rewizji decyzji z 1973 r. Jednak przed swoją śmiercią w 2017 r. miała ponownie opowiedzieć się za aborcją.
Jak się można spodziewać, czerwcowa decyzja Sądu Federalnego jest solą w oku środowisk proaborcyjnych, które nie tylko uważały powszechny dostęp do aborcji za współczesny niekwestionowany standard, ale starały się także wprowadzić do prawa międzynarodowego „prawo do aborcji”, które byłoby częścią niezbywalnych praw człowieka. Uchylenie precedensu prawnego z 1973 r. nie oznacza automatycznego zakazu aborcji we wszystkich stanach USA, ale daje każdemu z nich prawo do rewizji obowiązujących obecnie ustaw. Jeżeli w jakimś stanie aborcja zostanie zakazana lub ograniczona, nie będzie to już – jak dotychczas – traktowane jako niezgodne z prawem federalnym. Pierwszym stanem, który ogłosił zakaz aborcji jest stan Missouri. Natomiast rządzący w stanie Nowy York już zapowiedzieli, że ich teren stanie się azylem dla wszystkich kobiet, które będą chciały skorzystać z legalnej aborcji. Administracja prezydenta Bidena, który od samego początku swojej prezydentury popierał radykalne postulaty proaborcyjne, zapowiedziała działania na rzecz zapewnienia powszechnego prawa do aborcji na terenie całego kraju. Poza „turystyką aborcyjną”, planowane są kampanie na rzecz powszechnego dostępu do pigułek wczesnoporonnych, które nie mogłyby być nigdzie zakazane, gdyż zostały dopuszczone jako „leki” przez Urząd ds. Żywności i Leków. Innym sposobem obejścia czerwcowej decyzji Sądu Najwyższego byłoby przeniesienie placówek w stanach zakazujących aborcję na znajdujące się na ich obszarze grunty federalne (takimi są np. parki narodowe).
Gwałtowne protesty, próby stworzenia mechanizmów obejścia decyzji Sądu Najwyższego, ale także wytwarzanie proaborcyjnej presji międzynarodowej, będą zapewne narastać. Wyrazem tego typu działań jest natychmiastowa krytyka decyzji Sądu Federalnego przez Organizację Narodów Zjednoczonych. Pokazuje to, jak dalece ta niewątpliwie zasłużona organizacja, podobnie jak wiele innych instytucji międzynarodowych, została zdominowana przez środowiska skrajnej lewicy i jest obecnie często używana jako propagandowa tuba do promowania liberalnych roszczeń zmiany prawa i publicznej moralności. W argumentacji zwolenników aborcji nie pojawia się nigdy kwestia statusu moralnego ludzkiego płodu – dziecka poczętego, które, niezgodnie ze współczesną wiedzą medyczną, jest traktowane jako część ciała matki. Taki pogląd sprawia, że spór nie toczy się na poziomie fundamentalnego prawa do życia, ale jedynie w obszarze prawa kobiety do ochrony prywatności. Zakaz aborcji jest traktowany jako drastyczne naruszenie tego prawa, które gwarantuje konstytucja USA oraz wszystkie międzynarodowe konwencje praw człowieka. Zgodnie z takim poglądem zakaz aborcji stanowi – jak to stwierdzili w zdaniu odrębnym sędziowie Sądu Najwyższego, głosujący przeciwko czerwcowemu rozstrzygnięciu – naruszenie praw kobiet i ich statusu jako wolnych i równych obywateli.
Czerwcowa decyzja Sądy Najwyższego USA pokazuje, że postępujące w świecie negowanie norm moralnych chroniących podstawowe dobra pojedynczego człowieka i całych społeczeństw (prawo do życia, prawa dziecka i prawa rodziny), nie jest procesem jednokierunkowym i nieuchronnym. To właśnie intensywnie propagowana wiara w nieuchronność „postępu”, jakim nazywany jest relatywizm moralny, sprawiła, że zaangażowanie na rzecz ochrony nienarodzonych stało się synonimem wstecznego konserwatyzmu oraz braku szacunku wobec kobiet. Osoby zaangażowane w ruchy pro life muszą się liczyć z takimi krzywdzącymi oskarżeniami. Tym większy szacunek należ się tym, którzy mimo wszystko angażują się w ochronę życia poczętego. Najnowsza decyzja Sądu Najwyższego USA jest właśnie owocem takiego zdecydowanego zaangażowania osób stowarzyszonych w ruchach pro life, których rozpowszechnienia i siły nie sposób nie łączyć z zaangażowaniem Jana Pawła II w ochronę dzieci poczętych. To właśnie w czasie jego pontyfikatu ruchy pro life okrzepły i nabrały nowej dynamiki. Jego nauczanie dało im solidną bazę intelektualną, motywacyjną, ale także teologiczną, niezbędną do zmierzenia się z silnymi i wpływowymi organizacjami zwolenników aborcji. Co ciekawe, organizacje pro life w Stanach Zjednoczonych nie są wcale wyłącznie domeną katolików, ale skupiają obrońców życia należących do różnych denominacji chrześcijańskich, a nawet religii niechrześcijańskich. Efektem wielu lat tego wytrwałego zmagania jest mocny komunikat: „Życie nienarodzonych ma znaczenie” – unborn lives matter.
Ks. Marian Machinek MSF