Wypadek, jakiemu w Chorwacji uległ polski autokar wiozący pielgrzymów zmierzających do Medjugorie, obił się szerokim medialnym echem. Trzynaście ofiar śmiertelnych – wśród nich kapłan i siostra zakonna – i ponad trzydzieścioro, w większości poważnie rannych, stanowią tragiczny bilans tego wydarzenia. Obok szoku i współczucia dla ofiar i ich rodzin, w mediach pojawiło się wiele szyderczych opinii ferowanych przez tych, dla których ten i podobne wypadki mają ostatecznie dowodzić, jak nieskuteczna i dlatego też zbędna jest wiara w Boga. Ich zdaniem dowodem prawdziwości wiary byłoby to, że „funkcjonuje” ona według przewidywalnych reguł: ci którzy zwracają się do Boga (także przez pośrednictwo Maryi i świętych), są chronieni od nieszczęść i chorób, natomiast wszyscy, którzy tego nie czynią, są na nie tym bardziej narażeni. Właśnie na takim rozumowaniu bazują wyrażane w Internecie szydercze opinie, że Maryja, wzywana jako Matka Nieustającej Pomocy” właśnie „pomogła” swoim wyznawcom w tak okrutny sposób.
Z takimi szyderczymi głosami nie warto polemizować. Są one dowodem daleko posuniętej ignorancji co do tego, w co tak naprawdę wierzą katolicy. Mimo tego jednak wydarzenie to nie pozostaje bez wpływu także na wierzących. Stawia ich wobec konieczności ponownego przemyślenia i zrewidowania własnego podejścia do wiary. Dlaczego Bóg pozwolił na tą tragedię? Dlaczego dotknęła ona właśnie ludzi, udających się na pielgrzymkę do maryjnego sanktuarium, którzy być może chcieli właśnie w tej sposób prosić Boga o zdrowie, ocalenie i pomyślność dla swoich rodzin? Jak ten wypadek ma się do przekonania zakorzenionego w żywej wierze w Boga, że wysłuchuje On próśb i chroni swoich wiernych?
Biblia zachęca wprawdzie do modlitwy błagalnej, dotyczącej także zwykłych, codziennych spraw: zachowania zdrowia i ocalenia życia. Nigdzie jednak nie ma w niej obietnicy, że wierzących – na zasadzie jakiejś nadprzyrodzonej konieczności – nie dotkną utrapienia życia doczesnego, które dotykają innych ludzi. Takie oczekiwanie może pojawić się jedynie tam, gdzie obraz Boga jest skrzywiony i przypomina bardziej jakąś nadprzyrodzoną, magicznie działającą siłę, niż żywego Boga, jakiego ukazuje Biblia. W religijności magicznej centralnym elementem jest znajomość odpowiedniej formuły oraz wystarczająco obfity „wkład” wierzącego człowieka w postaci modlitw, ofiar i innych danin, co ma „uruchomić” boskie moce i automatycznie niejako zagwarantować ich przychylność. Tego rodzaju wynaturzenia wiary pojawiają się także w niepogłębionej pobożności niektórych chrześcijan. W prawdziwie katolickiej wierze nastawienie jest jednak inne: modlitwa i ofiarowanie Bogu całego swojego życia zajmują wprawdzie także tu poczesne miejsce. Nie są to jednak formy wymuszenia na Bogu czegokolwiek, ale wyrazy zaufania do Niego w każdej życiowej sytuacji. Wiara polega na zaufaniu wobec Bogu i powierzeniu Mu swojej przeszłości, teraźniejszości i przeszłości. Owszem, wierzący kieruje do Boga konkretne prośby, ale dodaje zawsze do nich słowa: bądź wola Twoja, pozostawiając swój los całkowicie w ręku Boga, cokolwiek miałoby się wydarzyć. Nie usiłuje wymuszać na Bogu realizacji własnego scenariusza wydarzeń i nie obraża się na Niego, gdy sprawy przybierają inny obrót, niż oczekiwał.
Jest tu jeszcze jeden aspekt, na który warto zwrócić uwagę: jest nim stosunek wierzących w Chrystusa do życia doczesnego. Katolicy są wprawdzie znani z aktywności zmierzającej do ochrony życia doczesnego od poczęcia do naturalnej śmierci. Jest ono wielką wartością, wartością podstawową i dlatego też podlegającą najwyższej ochronie, ale jednocześnie – jak to ujął kiedyś Jan Paweł II – jest ono wartością przedostateczną. Ostateczną wartością jest życie wieczne i to właśnie ono jest też ostatecznym przedmiotem wiary. Ono jest zagwarantowane tym, którzy w wielkim zaufaniu zawierzają siebie i swoich bliskich Bogu. I czynią to także wtedy, gdy ich najbliżsi zostają wyrwani z życia doczesnego przez śmiertelne choroby czy nieszczęśliwe wypadki.
Oczywiście, katolik będzie również przeżywał w takiej osobistej sytuacji bolesny dramat, jak każdy inny człowiek. Być może w napływie bólu będzie zmagał się z Bogiem i kierował do Niego pełne wyrzutu pytania o sens tragicznych wydarzeń, które prowadzą do śmierci bliskich, pytania o sens śmiertelnych chorób, które dotykają dzieci oraz o sens katastrof naturalnych, które demolują życiowe plany wielu ludzi. Biblijna Księga Psalmów pełna jest psalmów skargi – tekstów będących krzykiem bólu skierowanym ku Bogu. To prawda: Bóg pozwala na to, że tragiczne wydarzenia mają miejsce. I wiara nie wyjaśnia powodu, dla którego tak się dzieje. Opisując nadciągające katastrofy, Jezu mówi jedynie: „Jeden będzie wzięty, drugi zostawiony” (Mt 24, 40). Sens tych wydarzeń zostanie odsłonięty dopiero wtedy, gdy człowiek będzie mógł spojrzeć na swoje życie i życie innych z perspektywy wieczności. Wiara zapewnia jedynie, że Bóg może dać człowiekowi o wiele więcej, niż doczesne życie i chwilowe powodzenie, niż zdrowie, sprawność i ziemska długowieczność. I właśnie to „więcej” stanowi przedmiot nadziei, jaką wierzący pokładają w Bogu.
Odpowiedź na zarzuty tych, którzy pytają, dlaczego wiara chrześcijańska nie „funkcjonuje”, jest zatem jasna: Prawdziwa wiara funkcjonuje zawsze, chociaż tego funkcjonowania nie należy mierzyć miarą doczesnego powodzenia. Wiara nie chroni przed przeciwnościami losu, nie zmienia ludzkiej kondycji człowieka wierzącego, która to kondycja pozostaje – jak u innych ludzi – słaba i narażona na zranienia. Wiara pozwala jednak w każdej sytuacji zachować ufność w to, że Bóg wie, co robi i jest w stanie przeprowadzić człowieka przez każdą ciemną dolinę, a ostatecznie doprowadzić do swojej szczęśliwej wieczności. Ta perspektywa pozwala także wobec takich tragicznych wydarzeń, jak wypadek pielgrzymów w Chorwacji, nie stracić zaufania do Boga.
Ks. Marian Machinek MSF