W odróżnieniu od renuncjacji papieża Benedykta XVI, która zaskoczyła cały świat, rezygnacja biskupa będącego ordynariuszem diecezji nikogo nie powinna zaskakiwać. Oprócz sytuacji, w której koniec posługi biskupiej powoduje wcześniejsza śmierć lub – w rzadkich przypadkach – odsunięcie z urzędu przez papieża, zdarza się ona przecież niemalże w każdym przypadku. Osiągnąwszy 75. rok swojego życia, każdy urzędujący ordynariusz zobowiązany jest przepisami prawa kanonicznego do złożenia na ręce papieża rezygnacji ze swojego urzędu. Niektórzy biskupi czynią to także wcześniej ze względu na stan zdrowia lub też inne niesprzyjające kontynuacji ich posługi okoliczności. W ostatnich latach biskupi, którzy odczuwają problemy zdrowotne, proszą Stolicę Apostolską o nominowanie biskupa – koadiutora. Jest to biskup niejako „z prawem następstwa”, który po rezygnacji ordynariusza przejmuje jego posługę.
Można więc zadać pytanie, skąd to szerokie medialne echo, jakie wywołała rezygnacja biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka? Zostało ono zapewne spowodowane przede wszystkim powodem rezygnacji, jaki oficjalnie podał do wiadomości bp. Dajczak. Jest nim jego zmaganie się z depresją. Jak przyznał, po drugiej infekcji covidowej w 2021 r. pojawiły się u niego problemy związane ze stanami lękowymi oraz falami depresji. Mimo uzyskania pomocy zarówno farmakologicznej jak i psychologicznej problemy te na tyle wpływają nadal na jego codzienne funkcjonowanie, że bp Edward zdecydował się na wcześniejszą rezygnację; wcześniejszą, bo w 2024 r., osiągnąwszy 75 rok życia, i tak byłby zobowiązany ją złożyć na ręce papieża, niezależnie od swego stanu zdrowia.
Reakcje na tę decyzję, a bardziej jeszcze na jej uzasadnienie, były różne. Odezwały się głosy krytyczne, dowodzące, że biskup nie powinien składać broni, ale do końca trwać na swoim posterunku. Jednak w większości decyzja bp. Dajczaka spotkała się ze zrozumieniem. Na pewno krok ten jest niezwykle ważny dla tych, którzy sami zmagają się z depresją, którzy doskonale wiedzą, o czym mówi bp. Edward, opowiadając o charakterystycznym objawie depresji, jakim jest chęć wycofania i ukrycia się: „Człowiek chciałby po prostu zasnąć i nie czuć rzeczywistości”. Do powszechnej świadomości nie dotarł jeszcze w pełni fakt, że depresja nie jest jedną z wielu fanaberii, jakie zwykli demonstrować znudzeni egocentrycy lub przesyceni zamożnością i zewnętrznymi bodźcami nuworysze, ale jest podstępną chorobą, która może dosięgnąć każdego.
Rezygnacja bp. Dajczaka niemal zbiegła się w czasie ze Światowym Dniem Walki z Depresją, obchodzonym corocznie 23 lutego. Coraz więcej wiadomo o jej podłożu, przyczynach, ale także o możliwościach pomocy osobom, których dotyka. Może ona mieć podłoże zarówno psychiczne (traumatyczne wydarzenia, długotrwały stres, itp.), jak i fizjologiczne (może towarzyszyć jako objaw innym chorobom, np. zaburzeniom hormonalnym, guzom mózgu, itp.). Odmiany depresji są tak różne, jak jej pochodzenie. Oczywiście istotnym czynnikiem jest tu konkretny kształt psychiki danej osoby, który sprawia, że te same sytuacje i wydarzenia, które u innych osób nie wywołują tak poważnych problemów, u tej konkretnej osoby prowadzą do ujawnienia się symptomów depresyjnych.
Bp. Dajczak jest nie tylko przykładem tego, że depresja może dotknąć każdego, również osób wierzących, ale także tego, że jej ujawnienie się nie musi być przysłowiowym końcem świata. Obok pomocy farmakologicznej i psychologicznej, strategia radzenia sobie z jej symptomami może pociągać ze sobą konieczność przemodelowania życia, przede wszystkim zredukowania zewnętrznego nacisku i stresu. Jednak jeżeli człowiek aktywnie podejdzie do tego poważnego życiowego problemu, może on zostać wbudowany w całokształt życia i nie musi stanowić wyroku skazującego na izolację i beznadzieję. Tym, co uderza w wywiadach z bp. Dajczakiem jest nie tylko jego otwartość, ale także nadzieja, z jaką patrzy w przyszłość. Chociaż rezygnuje z zadań administracyjnych i zarządzania, nie ma jednak zamiaru znikać z przestrzeni publicznej, ale widzi dla siebie miejsce w pracy ewangelizacyjnej i działalności duszpasterskiej. Jako ktoś, kto na własnej skórze doświadczył duchowych ciemności, będzie mógł niewątpliwie skutecznie wspierać tych, którzy w życiu będą przeżywali kryzysy i trudne chwile. Rezygnacja nie jest w tym przypadku przeciwieństwem nadziei, ale krokiem ku nowemu otwarciu.
Ks. Marian Machinek MSF