Do jednej z audycji radiowych w okresie przedwielkanocnym zostało zaproszonych dwoje gości: pani doktor nauk humanistycznych oraz katolicki ksiądz. Mieli mówić o znaczeniu Wielkanocy. Ich wypowiedzi były czymś w rodzaju zwierciadła współczesnej mentalności. Z jednej strony była mowa o wiośnie, budzącej się przyrodzie, symbolach nowego życia – baziach, kurczaczkach i zajączkach oraz budzącej się do nowego życia witalności ludzi. Z drugiej – padły słowa o cierpieniu i śmierci Chrystusa, z której wyrasta nowe życie i nadzieja zmartwychwstania dla każdego. Przez całe wieki te dwa podejścia do Wielkanocy nie tylko nie kłóciły się ze sobą, ale stanowiły elementy jednej i tej samej tradycji i kultury, przy czym większość ludzi zdawała sobie dobrze sprawę z tego, jak należy rozłożyć akcenty przy przeżywaniu różnych wymiarów tego czasu.
Wiara chrześcijańska nie jest jedynie zespołem wierzeń dotyczącym świata duchowego oraz pochodzenia i ostatecznego losu człowieka, ale jest sposobem życia, obejmującym wszystkie przestrzenie ludzkiej egzystencji. Należy do nich także sposób świętowania. Znakiem, że wiara w Chrystusa została naprawdę przyjęta, jest jej wpływ na codzienne decyzje, a także na kulturę, jaką tworzy człowiek. Wiara, która naprawdę jest żywa, wytwarza kulturę i w niej się wyraża. Już od pierwszych wieków chrześcijanie uwzględniali przy tym również elementy kultur, z których pochodzili, odrzucając to, co było sprzeczne z Ewangelią i asymilując to, co dało się z nią pogodzić, nadając znakom i obrzędom nowe znaczenia. Tym samym niektóre symbole i rytuały, związane z celebracją wiosennej, odświeżonej natury, mogły zostać przyjęte i kultywowane także przez wierzących w Chrystusa.
Proces laicyzacji sprawił, że te świeckie symbole witalności i budzącej się po zimie do życia przyrody zostały wyjęte z tego całościowego kontekstu, stając się wręcz elementami czegoś w rodzaju neopogańskiej obrzędowości wielkanocnej. Nie ma w niej już Chrystusa i Jego przejścia przez mękę i śmierć od straszliwej kaźni Wielkiego Piątku aż do Poranka Wielkanocnego. Nie ma w niej całego dramatu zdrady przez najbliższych i niesłusznego oskarżenia, nie ma też wierności Bogu aż do końca, nie ma mocy przebaczenia, nie ma wreszcie radości Wielkanocnego Poranka i spotkania z Żyjącym i Zmartwychwstałym, chociaż wcześniej Ukrzyżowanym i Pogrzebanym. Jest jedynie odwieczny korowód przygasania i odnawiania się natury, są symbole, które – jeśli chciałoby w nich dostrzec jakieś elementy religijne – są symbolami panteistycznymi, wyrażającymi przekonanie o nierozerwalnym związku człowieka z quasi-boskim Wszechświatem i jego odwiecznymi prawami. Owszem, jest też przekonanie o „wiecznym życiu”, które jednak nie dotyczy jednostek, a jedynie żyjącej Ziemi. To wieczne trwanie życia nie zależy też od ludzkich decyzji, a jedynie od odwiecznego cyklu umierania i rodzenia się na nowo.
Takie podejście nie ma wiele wspólnego z chrześcijańską celebracją Wielkanocy, a jest jedynie jej powierzchowną imitacją. Należy do świata, którego podstawowym wymiarem jest nieustanna konsumpcja, gdzie każda okazja jest dobra, by poprawić sobie humor przez nową okazję do konsumowania dóbr. Trudno się dziwić, że taka płytka radość nie prowadzi do faktycznego odnowienia życia, do duchowego odrodzenia. Znika wraz z świątecznym nastrojem i pierwszym dniem poświątecznej krzątaniny, takiej samej, jak przedświąteczna.
Świętowanie Paschy Jezusa jest czymś więcej, niż celebracją wiosny. Dlatego tak ważne jest wejście w głębokie treści Wielkiego Tygodnia, a przede wszystkim w postawę Jezusa wobec czekającej Go okrutnej śmierci. To nie Ojciec niebieski wyznaczył jej okoliczności. Uczynił to świat, który nie mógł znieść Kogoś, kto w każdej chwili swojego życia i we wszystkich jego okolicznościach, pozostał wierny Bogu. I nie przestał kochać ani tych najbliższych, którzy zawiedli Jego zaufanie, ani nawet tych, którzy z wielką determinacją i satysfakcją dokonali na Nim brutalnej egzekucji. Z tej postawy Jezusa wyrasta zmartwychwstanie i siła do nowego życia; życia przemienionego nie ludzką siłą czy też corocznym cyklem zjawisk przyrodniczych, ale boską mocą Zmartwychwstałego. Dopiero takie świętowanie Wielkanocy daje szansę na rzeczywistą odnowę życia, która stanowi najgłębszą tęsknotę człowieka.
Ks. Marian Machinek MSF