Koronacja

Postronny obserwator transmisji z ceremonii koronacyjnej nowego brytyjskiego monarchy Karola III nie mógł się zapewne oprzeć wrażeniu bycia przeniesionym do jakiegoś innego, zamierzchłego świata. Złote karoce, bogate stroje uczestników z ubiegłych epok, królewskie regalia wyglądające jak eksponaty z kostiumowego filmu, podniosła muzyka i tradycyjne, religijne celebracje w starożytnej świątyni – wszystko to mogłoby być formą jakiegoś historycznego spektaklu, gdyby nie fakt, że dotyczyło struktury i tożsamości jednego z najbogatszych i najnowocześniejszych krajów świata. To, co musi zdumiewać, to z jednej strony nieukrywane zainteresowanie i zapewne też jakaś forma sympatii ze strony setek milionów ludzi na całym świecie, którzy dzięki transmisji telewizyjnej mogli śledzić tę ceremonię. Warta podkreślenia była także powściągliwość, a nawet przychylność dziennikarzy obsługujących serwisy informacyjne, szczególnie tych, którzy z wielką gorliwością potrafią tropić wszelkie przejawy zbyt ścisłych związków ołtarza z tronem i piętnować je jako zamach na świeckie i neutralne światopoglądowo państwo.

Nie ulega wątpliwości, że można krytykować ceremonię koronacyjną Karola III – i samą instytucję brytyjskiej monarchii – jako anachroniczne formy kulturowe, niezwykłe kosztowne, a mało przydatne w praktyce i stąd wysoce problematyczne. I można wskazywać na to, że ceremoniał królewski nie ma żadnego realnego wpływu na politykę. Brytyjski monarcha nie prowadzi aktywności politycznej na własną rękę, a wygłaszając doroczne orędzie w parlamencie, odczytuje jedynie tekst przygotowany przez rządzących polityków. Nie brak krytyków, dla których cały ten królewski patos jest rodzajem ekskluzywnego snobizmu, na który współczesne społeczeństwo brytyjskie nie może sobie dłużej pozwolić.

W kontekście koronacji Karola III niektórzy krytycznie wskazywali na mocne wyakcentowanie religijnego wymiaru brytyjskiego rytuału koronacyjnego. Wiąże się on z wyjątkowym statusem brytyjskiego monarchy, który jest nie tylko królem dla swoich poddanych, ale także – od czasów reformacji – głową Kościoła anglikańskiego, mimo iż nie jest duchownym. Zadaje się uzasadnione pytania, czy w obecnej sytuacji brytyjskiego społeczeństwa taka forma związania tronu z ołtarzem ma jeszcze jakikolwiek sens? Jak pokazują badania, chrześcijanie są obecnie w Anglii i Walii mniejszością, przy czym gwałtownie wzrósł w ostatnich dziesięcioleciach odsetek osób deklarujących się jako ateiści. Ale także ci, którzy deklarują się jako chrześcijanie, nie wykazują zbytniego zainteresowania swoją wiarą: odsetek uczestniczących w nabożeństwach niedzielnych nie przekracza 1%. Niewielki wydaje się także wpływ pochodzących z Biblii przekonań na ustawodawstwo: w takich kwestiach, jak aborcja, eksperymenty na ludzkich embrionach czy też związki między osobami tej samej płci ustawodawstwo brytyjskie należy do najbardziej liberalnych na świecie.

Mimo tych wszystkich uzasadnionych zastrzeżeń i słów krytyki, trzeba jednak stwierdzić, że w ceremonii koronacyjnej Karola III było coś podniosłego i ostatecznie coś bardzo istotnego. W środku zlaicyzowanego świata, który histerycznie reaguje nie tylko na każdą formę bliskich relacji między duchowieństwem a przedstawicielami władzy, ale nawet na wszelkie przejawy obecności treści religijnych w sferze publicznej, pojawiły się w ceremonii koronacji Karola III głęboko chrześcijańskie elementy. Dotyczą one nie tyle brytyjskiego monarchy, ile samej istoty władzy. Zanim nowy król otrzymał regalia – symbole władzy królewskiej, została mu wręczona księga Pisma Świętego, a on przyrzekł strzec jej wiernie i kierować się nią w swoich decyzjach. W przysiędze nowego króla pojawiła się deklaracja zachowania Bożego prawa  i sprawiedliwości oraz poszukiwania dobra wspólnego, jak i dbanie o pomyślność poddanych. Pojawił się też biblijny ryt namaszczenia: Karol III, który zdjąwszy wszelkie wykwintne szaty, stanął przed arcybiskupem Canterbury w prostej koszuli, by otrzymać królewskie namaszczenie, które symbolizuje to, że poza wszelkimi ludzkimi czynnikami – władza w swoim najgłębszym sensie pochodzi od Boga jako zlecone przez Niego zadanie.

Chrześcijanie od początku szanowali władców nawet pogańskich, rządzących obszarami, w których przyszło im żyć. Czynili to w przekonaniu, że władza jako taka pochodzi od Boga. Ale też od początku odrzucali posłuszeństwo takiej władzy, która negując jakąkolwiek instancję wyższą od siebie, czyniła sama siebie władzą boską i domagała się od swoich poddanych boskiego kultu. To chrześcijańskie odniesienie do władzy nie uległo zmianie i dotyczy również dzisiaj wszelkich jej form, także wynikającej z koncepcji demokracji parlamentarnej. Szacunek i lojalność wobec rządzących, nawet jeżeli nie uważają się za wierzących w Boga, należy do podstawowych powinności moralnych każdego chrześcijanina. Jeżeli jednak władza nie chce pomnażać dobra wspólnego i odsuwa wszelkie odniesienie do Boga, a tym samym odrzuca najważniejsze normy chroniące podstawowe wartości osobowe, a nade wszystko każdą ludzką osobę, staje się władzą uzurpatorską. Koronacja Karola III, przy całej swojej teatralnej oprawie, stała się mocnym przypomnieniem tego najgłębszego wymiaru każdej ludzkiej władzy.

Ks. Marian Machinek