Niewygodna zasada subsydiarności

Chociaż słowo „subsydiarność” może nie być powszechnie znane, to jego polski synonim – „pomocniczość” będzie już zapewne łatwiejszy do zrozumienia. Zasada subsydiarności, czyli pomocniczości należy do podstawowych zasad katolickiej nauki społecznej. Zgodnie z nią – jak czytamy w Kompendium Nauki Społecznej Kościoła – „wszystkie społeczności wyższego szczebla powinny przyjąć postawę pomocy («subsidium») najmniejszym, a wiec postawę nastawioną na ich wspieranie, popieranie i rozwój” (nr 186). Innymi słowy, silniejsze i nadrzędne społeczności i instytucje nie powinny odbierać kompetencji społecznościom słabszym i podporządkowanym oraz przejmować ich funkcji, poza sytuacjami wyjątkowymi, w których te ostatnie nie są w stanie same sprostać swoim zadaniom. Chociaż zasada subsydiarności należy do zasad nauczanych i popieranych przez Kościół, nie wynika ona bezpośrednio z prawd wiary, ale raczej z wielowiekowego doświadczenia i należy do oczywistych prawideł w obszarze społeczeństwa obywatelskiego. Dla każdego społeczeństwa wielość relacji, które powstają dzięki kreatywności świadomych swojej podmiotowości obywateli, decyduje o żywotności całego społeczeństwa, stanowiąc podstawę dla autentycznej wspólnoty osób. Potrzeba swobodnego tworzenia takiej sieci relacji wynika po prostu ze społecznej natury człowieka.

Niezbędnym warunkiem zachowania zasady subsydiarności jest gotowość struktur nadrzędnych do samoograniczania się w ingerowaniu w tą twórczą podmiotowość obywatela. Celem struktur nadrzędnych nie jest wyręczanie obywatela lub niewielkich grup obywateli, ale wspieranie ich w samodzielnej realizacji ich celów. Taki jest też sens istnienia państwa. Jeśli nie ma to być państwo dysfunkcyjne czy totalitarne, to podstawową zasadą, na której się musi opierać, jest prymat osoby. Państwo istnieje dla osób, by umożliwić i ułatwić im osiągnięcie ich własnej doskonałości, a nie osoby dla państwa. Państwo musi oczywiście aktywnie wspierać swoich obywateli i społeczności niższego szczebla w tym, czego same nie są w stanie osiągnąć. Kiedy jednak zasada subsydiarności zostaje podważona lub ograniczona, możliwości wolnego rozwoju jednostek i mniejszych społeczności są zawężone, a czasami wręcz wykluczone, co prowadzi do degradacji całej tkanki społecznej.

Jednym z obszarów, w których dochodzi obecnie do łamania zasady subsydiarności jest obszar relacji między państwem a rodziną. Nie ulega wątpliwości, że państwo powinno aktywnie wspierać rodzinę jako podstawową komórkę społeczną. W ramach obecnej struktury społecznej wiele przeciętnych rodzin nie jest w stanie sprostać wyzwaniom finansowym, ale także edukacyjnym, jakie wiążą się np. z odpowiednim wykształceniem dzieci. Efektywna pomoc i wsparcie nie może jednak oznaczać dążenia do przejęcia przez państwo zadań i obowiązków rodziców. Dzieje się tak na przykład, gdy rządzący chcą wyrugować lekcje religii ze szkół, a jednocześnie zmierzają do wprowadzenia jako obowiązkowych zideologizowanych programów nauczania w zakresie wychowania seksualnego. Oznacza to nie tylko zanegowanie zasady subsydiarności, ale także naruszenie podstawowego prawa rodziców do wychowania własnych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami.

Zasada subsydiarności okazuje się być także niewygodną przeszkodą dla tych struktur międzynarodowych, które z różnych powodów usiłują zminimalizować znaczenie suwerenności państw narodowych. Podmiotowość państw narodowych, w ramach której ich obywatele sami decydują o kształcie ich społeczeństw, zostaje naruszona przez dążenie do ich marginalizacji np. w ramach projektu stworzenia jednego państwa europejskiego. Taka wizja, forsowana obecnie przez wiodące siły w ramach Unii Europejskiej, oznaczałaby przekazanie kluczowych prerogatyw państwa narodowego strukturom ponadnarodowym. Nie sposób oczywiście negować znaczenia wspólnoty narodów dla rozwoju gospodarczego i społecznego poszczególnych państw, ale także w dziedzinie zwalczania globalnej przestępczości. Jeśli jednak Unia Europejska usiłuje w imię tzw. europejskich wartości wymusić konkretne decyzje poszczególnych państw, np. poprzez reglamentację dotacji finansowych, oznacza to rażące naruszenie zasady subsydiarności.

Zasada ta zostaje naruszona także poprzez próby nacisku na demokratycznie wybrane rządy poszczególnych krajów ze strony globalnie działających organizacji pozarządowych. Jest to widoczne szczególnie w takich obszarach życia społecznego, jak legislacja dotycząca małżeństwa i rodziny, wspomaganego rozrodu, aborcji czy też niektórych kwestii ekologicznych. Organizacje te najpierw formułują swoje roszczenia w stosunku do państw narodowych w formie „standardów”, dążąc do tego, by zostały one zaakceptowane i przyjęte jako wiążące przez ponadnarodowe struktury polityczne, takie jak np. Unia Europejska czy też ONZ, a gdy to się dokona, organizacje te – już w roli „niezależnych ekspertów” – monitorują implementację tychże „standardów” na poziomie legislacji poszczególnych państw. O ile rządy państw narodowych mają z zasady demokratyczną legitymację, o tyle działacze tego typu lobbujących organizacji ponadnarodowych są samozwańczymi naprawiaczami świata według własnych koncepcji. Przykładem takiej nieuprawnionej ingerencji może być np. żądanie włączenia aborcji do katalogu praw człowieka.

Poważne naruszenie zasady pomocniczości szkodzi całej tkance społecznej, prowadząc do centralizacji, powodując rozrost biurokracji i prowadząc do nieuprawnionej i przesadnej obecności państwa – również w formie ponadnarodowego „superpaństwa” – w życiu społecznym. Jeszcze raz okazuje się, że wyrosłe z doświadczenia dawne prawidła życia społecznego, mimo upływu wieków, nie tracą nic ze swojej aktualności.

Ks. Marian Machinek MSF