Próba reedukacji społeczności akademickiej

Coraz bardziej powszechny trend do formułowania w ramach pewnych grup i społeczności kodeksów etycznych, wykazów dobrych praktyk czy też poradników poprawności językowej, dotarł także do uniwersytetów. Nie sposób oczywiście sprzeciwiać się temu, by dynamika społeczna ludzkich wspólnot opierała się na tolerancji i wzajemnym szacunku wynikających z akceptacji i przestrzegania zasad etycznych. Bez postawy wzajemnego szacunku praca i przebywanie w grupach i społecznościach byłoby niemożliwe. Jednak już sam fakt, że potrzebne są tego rodzaju wykazy zaleceń i rekomendacji w ramach „miękkiego prawa” (soft law), musi dawać do myślenia. Można by sądzić, że istnienie tego rodzaju dokumentów wskazuje na to, że coś, co kiedyś określano jako moralność publiczna, przestało w zasadzie istnieć i musi być zastąpione detalicznymi wykazami opisującymi konkretne zachowania. Można jednak również mieć uzasadnione wątpliwości, czy we wspomnianym trendzie naprawdę jedynie o to chodzi. Żeby nie być gołosłownym, warto przyjrzeć się bliżej przykładowemu dokumentowi tego typu, jakim jest „Poradnik języka równościowego na UWM” [dalej: Poradnik]. Jest to dokument opracowany na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.

Składa się on z dwóch części, z których pierwsza dotyczy etykiety, druga natomiast stosowanych nazw, wraz z dołączonym do całości słowniczkiem terminów. Pierwsza część, odnosząca się do etykiety, dotyczy spraw oczywistych (np. form powitań i pożegnań, zwrotów typu „Proszę Pana/ Pani/ Państwa” itp.). Wydaje się, że ta część została dołączona do całości Poradnika niejako wtórnie, gdyż zawiera kwestie, które nie tylko w większości nie podlegają dyskusji, ale też są powszechnie praktykowane. Tym, co skłania do refleksji jest natomiast druga część dotycząca nazw, jak i dołączony do całości dokumentu słowniczek. W tej części omówiono m. in. kwestie dotyczące nazw żeńskich, nazw związanych z niepełnosprawnością, pochodzeniem etnicznym/narodowym, wyglądem czy religią. Również w tych obszarach nie ma jakichś wielkich udziwnień, poza być może niektórymi feminatywami, z których wiele kobiet niekoniecznie byłoby zadowolonych (np. profesorka, magisterka czy doktorka) czy też poza uznaniem w Poradniku za nieodpowiednie określeń Murzyn czy Indianin.

Tym natomiast, co zwraca uwagę, jest część związana z nazwami osób związanymi z orientacją seksualną i tożsamością płciową. Biorąc pod uwagę fakt, że akurat tej kwestii poświęcono w Poradniku i w dołączonym słowniczku proporcjonalnie najwięcej miejsca, nie można się oprzeć wrażeniu, że stanowi ona centralny punkt ciężkości całego dokumentu i że jego celem jest nie tyle promowanie postawy tolerancji i szacunku wobec osób określających siebie jako niebinarne, ile skłonienie do akceptacji genderowej koncepcji płci i związanej z nią postulatów i roszczeń formułowanych w ramach środowisk LGBTQ+.

Nazwy, które zostały wskazane jako odpowiednie, a także odpowiadające im pojęcia w dołączonym słowniczku (7 stron!), pochodzą wyłącznie z kontekstu genderowej wizji płci. Co więcej, w dokumencie stwierdza się, że „należy unikać przyjmowania założeń, że heteroseksualność i binarna tożsamość płciowa są normą […]” (s. 16). Teoria genderowa zakłada, że takie założenie jest nieprawdziwe, będąc jedynie wynikiem utrwalonych w społeczeństwie (przez język i kulturę) stereotypów, które należy wykorzenić, gdyż są rzekomo krzywdzące. Innymi słowy dotychczas obowiązująca (i podzielana przez ogromną część światowych społeczeństw) wizja płci zostaje unieważniona, a nawet uznana za obraźliwą. Osoby, których dotyczy ten fragment Poradnika, są w nim traktowane wyjątkowo, czego wyrazem ma być zalecenie każdorazowego pytania ich, jak by chciały, by się do nich zwracano (s. 18), Najbardziej kuriozalnym fragmentem zaleceń jest passus dotyczący zaimków osobowych. Sugerowane w Poradniku neologizmy zaimkowe typu: oni/e / ich, ony/ich lub onie/ich, czy też formy pisane: onx, jex, on/a, on_, je_, on*, je*, nie mają nic wspólnego z naturalnym rozwojem języka polskiego. Wprowadzanie tego typu form językowych, które nie tylko nie mają nic wspólnego z regułami poprawnej polszczyzny, ale są całkowicie kontrintuicyjne, trudno nazwać aktem szacunku i tolerancji. Biorąc pod uwagę wielość wariantów płci i związanych z nimi tożsamości w ramach społeczności LGBTQ+, przestrzeganie tych zaleceń  oznaczałoby konieczność karkołomnego uczenia się nowych form językowych w przypadku każdorazowego spotkania osoby określającej siebie jako niebinarna.

Obok tych praktycznych problemów, trzeba jednak zwrócić uwagę na sprawę zasadniczą. Fakt, że część europejskich i światowych politycznych, akademickich i medialnych elit w sposób ofensywny, a niekiedy nawet wręcz agresywny, propaguje ideologię genderową, nie oznacza wcale, że genderowa wizja płci, a tym samym osoby ludzkiej, jest wizją naukowo udowodnioną i jedynie słuszną. Wręcz przeciwnie, ogromna większość ludzi żyjących dzisiaj na Ziemi w spontaniczny sposób odczuwa harmonijną zgodność między płcią biologiczną a jej psychologicznymi komponentami za stan normalny, a samoświadomość osób, które nie potrafią siebie określić jako heteroseksualne – za psychoseksualną dysfunkcję. Wcale nie musi to oznaczać – i w ogromnej większości przypadków też nie oznacza – odrzucenia, pogardy, braku szacunku, czy tolerancji. Możliwe jest przyjęcie człowieka w jego inności i odpowiednia do tego postawa pełna szacunku, bez konieczności akceptacji jego światopoglądu i związanych z nim oczekiwań i żądań. Wymaganie tolerancji i szacunku nie musi i nie powinno oznaczać przymusu akceptacji wizji świata i człowieka, jaki inni uznają za swój. Próbę reedukacji społeczności akademickiej, a ostatecznie całego społeczeństwa w tej dziedzinie, trzeba uznać za wyjątkowo kiepski pomysł.

Ks. Marian Machinek MSF